3 kwietnia 2018

W dążeniu do doskonałości ... czyli mój słomiany zapał!


Dziś trochę prywaty, a dokładniej mojej walki z samą sobą w dążeniu do doskonałości ... Na początku pisałam, że będzie też sport czynny w moim wykonaniu. Oczywiście nie jestem jakąś alfą i omegą pod tym względem, ale znacznie lepiej idzie mi teoria niż praktyka. Ileż to ja już razy brałam się za pracę nad mięśniami brzucha, i ile już razy ponosiłam porażki to tylko ja wiem. I jak zwykle co roku, o tej samej porze Ilonka po raz kolejny bierze się za walkę z sobą w dążeniu do tej mojej wymarzonej doskonałości...

A jak wygląda ta doskonałość? Od wielu lat mam hopla na punkcie mięśni brzucha i kaloryferka. Z wielką zazdrością patrzę na osoby, które ten kaloryfer posiadają. I jak to zwykle bywa na patrzeniu się kończy. Mój słomiany zapał mnie przeraża. Moje lenistwo i jakiś diabeł wygrywają z tym pragnieniem. Jedyne co mi jeszcze w miarę w tym kontekście wychodzi to bieganie i motywacja do biegania. Oczywiście żeby wyrobić sobie mięśnie brzucha to bieganie też się przyda, jakoś trzeba się pozbyć tłuszczyku z brzucha, który człowiek wyhodował przez zimę. Tak na prawdę to już dziś bym poszła biegać, ale niestety trzyma mnie jeszcze przeziębienie, a nogi już ciągną do wyjścia. Żeby tegoroczna przygoda z bieganiem nie skończyła się bardzo szybko muszę do niej podejść bardzo racjonalnie i z głową. 



Nie zamierzam z drugiej jednak strony zaczynać od marszu bo to mnie bardzo nudziło zawsze, a i organizm wysiłku z zeszłego roku tak szybko nie zapomniał. Podejdę spokojnie i pierwszy trening będzie nie za długi. Przesadzić jest bardzo łatwo, a potem człowiek ma dość biegania na dłuższy czas. Zeszły rok biegowo miałam chyba najlepszy ze wszystkich. Przebiegłam swoje pierwsze 10 km. i wynik czasowy mnie bardzo pozytywnie zaskoczył. Pierwsza dyszka poniżej godziny to była mega motywacja do dalszego biegania. Niestety przyszedł wyjazd wakacyjny, ciężka pogoda i kolejnej dyszki nie było. Biegałam sobie 5 lub 7 km. Tak spokojnie dla relaksu. Niestety jest we mnie coś takiego, że zawsze chcę poprawiać swój poprzedni wynik. Jest to z jednej strony dobre, bo dąży się do lepszych wyników i ma się ogromną motywacją, ale z drugiej strony można się wykończyć. W tym sezonie biegowym początkowo chcę biegać dla biegania, tylko i wyłącznie. Postaram się nie ścigać z samą sobą. Czy mi się uda? Szczerze wątpię, ale będę miała chociaż nad czym pracować. 



Zanim jednak wyjdę pobiegać mam zamiar poćwiczyć w domu. W końcu trzeba te mięśnie brzucha jakoś zbudować. Albo przynajmniej zacząć budować. Wiem, że wiele osób nie lubi jak kobiety mają takie mięśnie, ale mi wcale o jakieś wielkie nie chodzi. Po prostu chcę mieć zarys kaloryferka. Może być taki jak na zdjęciu poniżej, albo nawet ciut mniejszy. Może wreszcie się uda tego dokonać. Ale od gadania i pisania samo się nie zrobi. Trzeba wziąć się już dziś za ćwiczenia, odpowiednie ćwiczenia. Powertować trochę stron odpowiednich i poczytać o tym. 


Oczywiście nie mogę zapomnieć o odżywianiu, bo bez tego nic się nie zdziała. Niestety bieganie i ćwiczenia przy tej dziedzinie to pikuś. Z regularnym i zdrowym odżywianiem zawsze byłam na bakier. I pewnie nigdy nie uda mi się całkiem zdrowo odżywiać. Nie będę przecież każdej przyjemności się pozbywać. Ze słodyczy, które uwielbiam nigdy całkowicie nie zrezygnuję. No cóż moje ciało i mój organizm będą musiały się z tym pogodzić. 

Kolejnym sportem jaki chcę w tym sezonie wprowadzić to jeżdżenie na rowerze. Z trzy lata temu kupiłam sobie dobry sprzęt, ale niestety obraziłam się na niego dość szybko. Zbyt często się psuł co spowodowało moją niechęć do tego sportu. Teraz chyba będę musiała się z nim przeprosić. Przynajmniej mam taki zamiar. Lubię jeździć na rowerze. A to również wspaniale działa na ciało i figurę. 

No dobra teorii natworzyłam znów dużo (książkę bym mogła o tym napisać ;)), czas przejść do praktyki. Początek już dzisiaj. O jakiś moich sukcesach z pewnością będę tutaj informowała. Będzie to mój dodatkowy motywator do dalszego działania. 💪

Aha na koniec jeszcze coś o planach startowych. Co roku jak zaczynam biegać to mam ochotę wziąć udział w jakiś zawodach. Chyba to dość normalne wśród biegaczy. Co roku oczywiście kończy się to taką samą klapą. Ale może to i dobrze? Nie chcę się od tego tak uzależnić, by zaliczać start za startem. A pewnie tak by było ... Jedna pasja, której poświęcam większość swojego czasu już wystarczy .. :) 



Może tym razem moja walka będzie wygrana, a efekt końcowy brzucha latem będzie wyglądał minimum tak jak kilka lat temu? ;) Trzymajcie kciuki ;) 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz